środa, 11 grudnia 2013

"Inflacja. Wróg publiczny nr 1" - Henry Hazlitt

Ciekawa pozycja w dorobku Hazlitta. Dla rozpoczynających przygodę z ekonomią może okazać się nieco trudna do przyswojenia ze względu na niektóre pojęcia i sformułowania. Na problem ten mogą napotkać m.in. podczas analiz danych oraz różnic pomiędzy szkołą austriacką a innymi monetarystami (np. szkołą Chicagowską czy Keynesistami).
Książka składa się z dwóch części: podejścia ogólnego do inflacji oraz inflacji z bliska. W pierwszej części jak sama nazwa wskazuje autor przytacza podstawowe pojęcia i problemy dotyczące problemu. Więc z kolei bardziej obytym czytelnikom w tematyce wolnorynkowej może wydawać się nieco "senna". Druga część jest już bardziej rozbudowana jeśli chodzi o omawiane zagadnienie. Więc w dalszej części mini-recenzji przedstawię co można w niej znaleźć.

Autor często przedstawia i analizuje historię. Dokładniej jaki wpływ miały wydarzenia na przyszłe ukształtowanie polityki rządów oraz jaki jest jej wpływ na gospodarkę. Z ważniejszych wydarzeń przedstawionych w publikacji przez autora można zaliczyć hiperinflację w Niemczech po I wojnie światowej - jako wyostrzonego przykładu, jak zachowuje się inflacja i do czego może doprowadzić; czy Bretton Woods - gdzie ważył się przyszły kierunek świata, jeśli chodzi o system monetarny.

Zaczynającym przygodę z ekonomią, książka wydaje się dobrym uzupełnieniem pozycji Rothbarda zatytułowanej: "Złoto banki, ludzie - krótka historia pieniądza". Przykładem jest fakt, że Rothbard nie wspominał w niej na jakiej zasadzie funkcjonował klasyczny standard złota w latach 1815-1914. U Hazlitta można dowiedzieć się na przykład, że był oparty o system cząstkowej rezerwy i jaki był tego skutek. Odchodząc od porównań, w książce jak wspominałem, są częste nawiązania do monetarystów. Autor daje do zrozumienia skutki błędów w takim podejściu do sprawy. Przedstawia ilościową teorię pieniądza Irvinga Fishera, która jest istnym "pogwałceniem" różnych zasad ekonomii. Innym całkowicie błędnym założeniem jest też krzywa Phillipsa, w której bezrobocie spada wraz z podniesieniem się inflacji. Hazlitt kwituje więc, że niech inflacja skoczy do powiedzmy 50% a zaczniemy żyć w bogactwie. Te i inne zasady są często wychwalane na uniwersytetach przez wykładowców a następnie nam wpojone jako jedyna, najlepsza opcja zarządzania państwem (gospodarką). Oprócz tych dwóch przykładów, autor pokazuje również inne, błędne założenia, którymi kierują się monetaryści, oraz wychodzi im na przeciw naprawdę ciekawymi argumentami. Dodam jeszcze, że Hazlitt często uzasadnienia swoich wywodów opiera o dane statystyczne.

W omawianej "Inflacji" bardzo ciekawe wydają się dwa ostatnie rozdziały. Może dlatego, że poglądy autora w końcu wyłaniają się jakby z mgły. Oprócz tego można przeczytać o jego przemyśleniach na temat aktualnego systemu monetarnego i jakby miał ewentualnie wyglądać. Jeśli chodzi o system monetarny autor ma zbliżone poglądy z Rothbardem jak i większością austriaków. Ostatni rozdział jest również poświęcony polemice z niektórymi błędnymi tezami Hayeka.

Książka posiada też pewne niedociągnięcia nie tylko ze strony samego autora. Zdarzały się drobne błędy językowe w druku. Natomiast Hazlitt mimo tytułowej inflacji, mógłby przedstawić bardziej rozbudowany problem deflacji. Jak dla mnie zdarzały się również tezy, które nie do końca do mnie trafiały. Jednak można je policzyć na palcach jednej ręki.

Polecam wszystkim, którzy nie chcą być manipulowani przez wszelkiej maści lobbystów. Szerzenie demagogii wśród ekonomistów i polityków jest już tak popularne, że trzeba wziąć się za siebie, powiedzieć stanowcze nie i zmienić ten stan rzeczy chwytając chociaż parę książek związanych z tematyką wolnorynkową czy historią myśli ekonomicznej.

Recenzja pochodzi ze strony: http://zasadyekonomii.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz